Firma Vox postanowiła dołączyć do grona producentów oferujących małe, lekkie i ogniste wzmacniacze gitarowe. Seria Vox MV50 jednak bije na…. cóż, głowę (:P) konkurencję jeśli chodzi o relację rozmiar – moc. Przy wadze 600g łepetynki oferują 50W mocy! Czy w takim razie, rozmiar ma jeszcze znaczenie? 🙂
Wzmacniacze Vox MV50 są niewiele większe od paczki fajek. Mieszczą się na dłoni, ważą w okolicach 600g. Natomiast szokujące jest to, jakie brzmienie i jaki zapas mocy udało się wykręcić producentom z tak małego gabarytu! Główki są faktycznie piekielnie głośne – autentycznie starczają na próbę z bębnami, a i na koncert do klubu nie bałbym się ich zabrać! Na dobrej kolumnie spokojnie przebijają poziomem decybeli 100W tranzystora!!!
Konstrukcja wzmacniaczy opiera się na układzie Nutube. Jest to hybrydowy, w pełni analogowy układ wsparty końcówką mocy w klasie D. Konstrukcja ta jest bardzo udana, mi przypomina brzmieniowo pierwszą serię valvestate Marshalla, tylko chyba jest kapkę ostrzej i jaśniej. Ale – preamp jest niesamowicie udany i faktycznie, oferuje lampowy charakter brzmienia.
Seria oferuje kilka modeli. Od najlżejszego Vox MV50 Clean, oferującego tylko czystą barwę, po wersję Hi Gain wypruwającą flaki i przywołującą Wikingów. Dla każdego coś miłego. Żeby nie było – wzmacniacze faktycznie różnią się po całości charakterem, nie tylko poziomem czułości czy chamskim filtrem wycinającym środek. Każdy z nich oferuje rasową saturację i pełną harmonikę, grając jak bogowie gitary przykazali – soczystym, jasnym, nie zmulonym i nie zapiaszczonym środkiem. No dobra – może bas nie jest jakiś specjalnie potężny, ale bez przesady – to nie Road King :).
Gałkologię sprowadzono do minimum – jest regulacja czułości, jest jedno gałkowy tone i volume. Wzmacniacze są za to bardzo ładnie wystrojone, ta jedna gałeczka robi co trzeba, większych korekcji i tak nie ma sensu popełniać. Z tyłu ewentualnie mamy podbijający głębie basu switch flat/deep. Miło, że jest wyjście liniowo – słuchawkowe – można pograć bez głośnika. Minusik za brak pętli efektów – jesteśmy skazani na podpinanie liniowe, i to chyba jedyne, do czego można by się przyczepić. No dobra, fajnie, jakby były dwa kanały i możliwość podpięcia footswitcha…
Design, jak to w voxach, nawiązuje do klasycznej kratki z lat 50-tych. Jest ładnie i w chromie. Wszystko to jednak furda w obliczu tego, jak te maleństwo brzmi. Powtórzę – głośność absolutnie zaskakuje, barwa jest po prostu zawodowa a cena – cóż, konkurencja ma o czym myśleć podczas długich, bezsennych nocy…
Brawo, brawo, jeszcze raz brawo – kapitalny produkt w świetnej cenie. W Polsce póki co dostępne są:
Vox MV50 Clean – o czystej barwie
Vox MV50 AC – o tonie nawiązującym do legendarnych AC15 i AC30
Vox MV50 Rock – z soczystym, ale selektywnym przesterem
Kolejne modele mają być dostępne już za moment! Więcej o serii można poczytać na stronie producenta – a teraz przepraszam, idę pograć na Rocku:).